Śpiwór Kokon - Yeti
Obudziłem się o 6.30. Wiatr kołysał trochę namiotem, którego nie miałem ochoty jeszcze otwierać, aby nie psuć sobie humoru. Wyciągnąłem na zewnątrz jedną rękę, aby odpalić przygotowaną wieczorem kuchenkę i zagotować wodę na kawę. Przeciagnąłem się i w oczekiwaniu na eliksir szczęścia, zakopałem się znowu w śpiworze. Płomień i gotująca się woda ogrzały wnętrze namiotu na tyle, że mogłem rozpiąć śpiwór i ciągle w pół w nim zawinięty, wypić kawę. Byłem gotowy na Jurę Krakowsko - Częstochowską i jej zamki. O zamkach jeszcze napiszę szczegółowo, a dzisiaj skupię się na tym, co spowodowało, że dzień był udany. Był, bo się wyspałem.